17:39

Podróż kawowym szlakiem - Berlin! cz. 2

Wracamy do Berlina, czyli część druga naszego biegania po niemieckich kawiarniach!

Następny punkt programu - hmm… a może by tak The Barn? No przecież! Oba punkty są w pobliżu, więc losowo wybieramy jeden z nich - jak się okazało - mniejszy. Na miejscu krótko rozmawiamy z baristką, która opowiada o kawie z niezwykłym zaangażowaniem, a do tego pomaga wybrać kawę i metodę parzenia. Zdajemy się na nią, bo jest niezwykle przekonana do tego co mówi - jest w tym dużo pasji i radości z pracy.



 Dostajemy kawę, pijemy, dyskutujemy, rozmawiamy jeszcze trochę z baristkami na temat kawy, którą dostaliśmy – espresso super, ale Kenia z Aeropressu była trochę płytka. Dziewczyny biorą to na klatę bez spiny i kija w dupie, więc spoko! Kupujemy paczkę kawy, zostawiamy wizytówkę i idziemy jeść. Dziewczyny w The Barn zostawiły nam listę kilku miejsc w okolicy, gdzie można dobrze zjeść (miło z ich strony!). Jak się okazało, życie miało dla nas inny plan!

Pierwszy z lokali na liście nie miał miejsc, ani toalety. Drugi toalety, a trzeci był dość daleko, a nam po tej ilości kawy cały czas chciało się jeść i sikać. No a co? Takie prawa fizjologii! Szukamy więc lokalu z jedzeniem i toaletą. PRZYPADKIEM mijamy piękną kawiarnię i palarnię, a za wielką szybą widzimy wystawę ekspresów ze znanym nam dobrze logo. Wrócimy tu za chwilę! Kawałeczek dalej trafiamy do indyjskiej knajpy. Jest jedzenie, jest toaleta. Załatwiamy więc wszystkie potrzeby. Jedzenie wporzo, ale bez szału. Wracamy do Röststätte.





















Okazuje się, że świetnie trafiliśmy! To miejsce też bierze udział w Co:Lab i za chwilę będą tu warsztaty z serwisu i poprawnej obsługi ekspresów - tak, by rzadko się psuły, długo służyły i ogólnie robiły dobrą kawę. Na przykładzie Victoria Arduino.
Czy mogliśmy trafić lepiej? Chyba nie! Warsztaty były bardzo intensywne, dużo z nich wynieśliśmy i na pewno wykorzystamy część rozwiązań w Botanice! Na koniec dostaliśmy paczkę ich kawowego bestsellera – blendu pod espresso Sinfonia (pojawiła się na młynku w Botanice, w dniu 1 urodzin). Tymczasem wracamy do Five Elephant, gdzie mieliśmy być godzinę wcześniej. Taki był plan. Ale jak się przecież okazało…

W Five Elephant kolejny cupping. Tym razem kaw, które palarnia ma aktualnie w ofercie. Próbujemy, siorbiemy. Pyszności. Znów wygrywa Kenia. Funfact – większość osób w trakcie cuppingu wypluwało kawę po siorbnięciu. Nam szkoda było kawy. Domyślam się jednak, że przy tej ilości cuppingów, zwłaszcza w ciągu jednego dnia (a my odwiedziliśmy tylko część miejsc z listy), niektórym to siorbanie mogłoby zaszkodzić.
Nam jednak wciąż było mało! Pogadaliśmy jeszcze trochę z Filipem, ale czas coraz bardziej nas gonił, więc pożegnaliśmy się, dostaliśmy na odchodne troszkę kawy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tuż przed wyjściem Filip powiedział nam, że niedaleko stacji na której mamy wysiąść jest kawiarnia Happy Baristas.

Oni również brali udział w imprezie i w ramach tego wydarzenia serwowali kilka różnych drinków na bazie kawy. PRZYPADKIEM okazało się, że dziewczyna która miała z nami jechać do Polski się spóźni więc mamy czas wstąpić do Happy Baristas. Piękne, kolorowe wnętrze, miła muzyka, sympatyczna obsługa.


Mimo, że było już po 18 (a do 18 miała trwać promocja) udało nam się zamówić Nitro lemonade. Niestety na bazie wina więc Michał tylko troszkę spróbował :D
Było to bardzo fajne połączenie białego wina, soku z limonki, azotowanej cold brew, mięty i mgiełki z wody różanej. Proste i smaczne. Zbieramy się, zamieniamy kilka słów z baristą, zostawiamy wizytówkę i uciekamy. 

Co dalej? Podróż do domu i odpoczynek!



Krótkie podsumowanie – ponad 40 h na nogach, po 5 h podróży w jedną i drugą stronę, 12 h spędzonych INTENSYWNIE w Berlinie. 5 kawiarni, dziesiątki poznanych osób, blisko 30 różnych kaw i ogrom wrażeń. Co z tego wynieśliśmy? Po raz kolejny przekonaliśmy się, że jesteśmy nieco w tyle w stosunku do zachodu, ale staramy się! Poznaliśmy świetnych ludzi, dowiedzieliśmy się troszkę na temat defektów w kawie, o jej produkcji, ogólnie o kawowym biznesie. Z warsztatów wynieśliśmy wiele cennych informacji, które mogą nam pomóc usprawnić pracę za naszym botanicznym barem. Wiele pomysłów, inspiracji i zapału do dalszego działania. Takie wyjazdy naprawdę dają dużego kopa.
Co wyniosłem dla siebie? Kocham tę pracę, kocham to co robię i jest mi z tym dobrze! I z niecierpliwością czekam na kolejne podróże kawowym szlakiem ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wróżenie z fusów , Blogger