11:49

Jak ja się tu znalazłem?

Z dobrą kawą tak to już jest, że jak człowiek raz spróbuje, to może wsiąknąć na dobre. Tak było i ze mną. W swoim pierwszym wpisie napisałem ogólnie, jak zaczęła się moja przygoda z kawą - dziś chciałbym to trochę rozszerzyć. Kto chętny, niech czyta dalej - bardzo się postaram się nie zanudzić Was na śmierć!
Parzenie kawy to zawsze przygoda ;)

 Pamiętam swoje pierwsze warsztaty w Kato. W czerwcu 2015, w Synergii, przy okazji Proinfuzji. O zawodach dowiedziałem się z Kafo, które przypadkiem znalazłem na fejsiku. Super kawiarnia, z super ludźmi i świetnym stylem prowadzenia fanpage'a. Musiałem się tam udać.  A tak w ogóle to wizyta w Gliwicach była zaplanowaną podróżą. To nie mogło być tak, że mówię sobie „idę na kawę do Kafo”. Był pociąg, był spacer z dworca, przy okazji małe zwiedzanie miasta i okolic kawiarni. Kilka dni później wizyta w Synergii, warsztaty z Pawłem Trzcińskim - z Aeropressu oczywiście! Moje myślenie o kawie powoli się zmieniało. Wciąż jednak jeszcze wiedziałem mega mało.

 Prawdziwy przełom miał miejsce jakiś czas później, kiedy moja siostra zaproponowała mi spotkanie z kawowym zajawkowiczem, który pracował w jednej z kawiarni, do której jej cukiernia dostarczała ciasta. I tak poznałem Norberta. Umówiliśmy się na szkolenie – czym jest kawa specialty, krótko o drodze „from seed to cup” i wreszcie alternatywne metody parzenia. Niesamowity gość, pełny energii i pasji! Po 6 godzinach gadania, parzenia i siorbania wyszedłem ze spuchniętą głową. Trochę ze zmęczenia, trochę z hiperkofeinacji, ale przede wszystkim od ilości wiedzy jaką zdobyłem!

Od tego momentu nic już nie było takie samo.

Powrót z Warszawy (bo tam się wszystko wydarzyło) był ciężki. Był wrzesień. Zacząłem pracę w Synergii, ale to były moje początki za barem, nie odnajdywałem się, brakowało mi pewności siebie.  Dwa tygodnie później zostawiła mnie dziewczyna, z którą byłem prawie 6 lat. To mnie dobiło i w pracy szło mi jeszcze gorzej. Po tygodniu usłyszałem, że jestem spoko, że na pewno sobie poradzę jako barista, ale gdzie indziej. Rozstanie, przeprowadzka, utrata pracy, wszystko na raz. Byłem kopany, mimo że już dawno upadłem. Leżałem zwinięty w kłębek, niegotowy na przyjęcie kolejnych ciosów.

Trochę się wtedy poddałem, wycofałem i rzadko wychodziłem z domu, a jedyne chwile ukojenia miałem, gdy spędzałem tych kilka minut robiąc kawę. To była moja ucieczka.

Kilka tygodni później (już w październiku) odezwały się do mnie dwie panie, do których wysłałem CV mniej więcej wtedy, co do Synergii. Tak zacząłem przygodę z Petit. Dziewczyny borykały się z wieloma problemami od początku działania biznesu. Chciały trochę rozwinąć sferę kawową (alternatywne metody parzenia), która miałaby sprowadzić więcej klientów. Spadły mi z nieba. Ja im też. Od samego początku walczyłem (na początku bardzo delikatnie) z kawą z palarni, która to w nazwie żegna się z pewnym kontynentem. Kawa aromatyzowana na jedynym młynku w kawiarni? Strzał w stopę albo i dwie. No po prostu dalej nie pójdzie. Trochę to trwało, ale tuż po nowym roku (a może jeszcze w grudniu? Nevermind.) na młynku wylądowała Adelante od CP. Zaczęliśmy szkolenia z Błażejem i wszystko zaczynało powoli wyglądać jak w kawiarni.

Do wakacji jakoś to leciało, ale powoli zmieniały się priorytety. Asia (szefowa) odkryła, że eventy dają dużo kasy w krótkim czasie i warto iść w tym kierunku, na czym ucierpiał trochę bar i kawa. Ja w tak zwanym międzyczasie dostałem się na praktyki wakacyjne do Gdyni, więc miałem tymczasowo opuścić Petit. Szybko zdecydowałem jednak, że mamy inne cele w pracy i nasze drogi się rozeszły.

Po dwóch miesiącach nad morzem (piękny czas), wielu godzinach rozmów i hektolitrach kawy wypitych w towarzystwie Basi i Leszka (kocham Was!) wróciłem na śląskie ziemie. Jeszcze dobrze się nie rozpakowałem, a już stałem za barem w Botanice. Botanika zaczęła pewien ważny rozdział mojego życia, nie tylko kawowego. Tutaj dojrzałem i to też nie tylko kawowo. Wreszcie zacząłem myśleć o sobie, żyć dla siebie, realizować siebie i swoje pasje i marzenia. Zyskałem więcej pewności (może jeszcze wciąż trochę za mało, ale jednak).
Najlepszej jakości zdjęcie, na którym jestem z Basią i Leszkiem :D przy okazji moje ulubione ;)

Botanice powinienem poświęcić jednak osobną historię, tak jak i temu, że wystąpię na Mistrzostwach Polski Barista, co jest swego rodzaju fenomenem - dla niektórych żartem, a dla kilku kawowych zapaleńców niezwykłą przygodą. 

PS. Jeśli jesteście akurat w Krakowie, to Norberta możecie znaleźć w Coffeece, ale ostrzegam! Krótka rozmowa może się bardzo szybko przerodzić w wielogodzinną dyskusję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Wróżenie z fusów , Blogger